Na starych śmieciach w opiece

Czasami na Stelli czuję się jak na starych śmieciach. To powiedzenie idealnie pasuje wówczas jeżeli ponownie gdzieś jadę do opieki. Zdarza się to dość często, że jestem na starych śmieciach, ponieważ nie lubię za często zmieniać miejsca pobytu. Jadąc już któryś raz do opieki lepiej się czuję, wiem co mnie może spotkać i z kim mam do czynienia. Uważam, że nie warto za dużo eksperymentować i szukać czegoś nowego. Warto się dostosować do danej sytuacji i za dużo nie wychylać. Zresztą trzeba załatwiać wszystkie sprawy z rodziną i z podopiecznym. Tak naprawdę to firma w Polsce potrzebna mi jest do tego, abym miał zapłacone ubezpieczenie i podatki. Wszyscy są zadowoleni i wszystko gra i buczy. Ja mam święty spokój, a to jest najważniejsze, mam też kasę, co również odgrywa niebagatelną rolę. Rodzina ma opiekuna, także spokój, senior ma opiekę, też jest ok, a firma w której pracuje ma też swoją dolę. Co tutaj zmieniać, chyba nic, układ jest idealny.

Jak często zmieniać Stellę

Trudno jest udzielić sensownej odpowiedzi jak często zmieniać Stellę w opiece. Ja nie zmieniam często, tylko wówczas, jeżeli jestem do tego zmuszony. Czasami mój pobyt trwa kilka miesięcy czasami kilka lat, oczywiście z przerwami na pobyt w Polsce. Ma to swoje dobre strony. Poznaję dobrze podopiecznego i wiem na czym stoję. Nie muszę się martwić niczym i za każdym razem trafiam na podobne warunki. Lubię wiedzieć na czym stoję, nie lubię dużych zmian w pracy. To jest mój punkt widzenia. Rzecz jasna każdy może mieć swój własny i robić jak uważa. Spotkałem się rzecz jasna z różnymi opiekunami i opiekunkami, którzy różnie robią, niektórzy tylko raz jadą i więcej nie wracają. Ja lubię pobyć trochę dłużej, poznać lepiej podopiecznych i być z nimi do samego końca. A Wy jak robicie, jak uważacie, jak jest lepiej?

Lądowisko w pracy

Chcielibyśmy sobie dojechać do podopiecznego inaczej. Czasami się nam marzy helikopter od domu do domu, a nie tylko busik. Było by szybciej, tylko lądowiska brak. Możemy sobie tylko zamontować śmigiełko latem na czapeczce no i mamy wtedy helikopter, tylko w malutkiej wersji. Pośmiać się czasem warto i nawet trzeba, lecz jadąc do pracy zawsze jesteśmy pod wpływem adrenaliny i dopiero na miejscu schodzi z nas powietrze i mamy ten 1 dzień na odpoczynek po podróży. Potem lądujemy jako opiekuni w pracy i kółko się dzień w dzień kręci. Wychodzi na to, że mamy „wiertalota” cały czas. Nie trzeba helikoptera, by mieć „kręciołę” na co dzień i kręcić się w pracy…

Walentynki i my

Raz do roku mamy oficjalną okazję pokazać partnerowi, czy partnerce, że kochamy. Wtedy panowie biegną z kwiatami i prezentami, panie także i jeszcze dodatkowo pieką pyszne ciasto, by nasz pan miał co wcinać w tym dniu. Inaczej jest (jak nie raz mówimy) na wygnajewie. Jedziemy do pracy na Stellę i niestety ten dzień nie jest już tak urokliwy, jakby miał być. No ale co poradzić? Jesteśmy przy chorym i możemy tylko liczyć na telefon. Czyli mamy nie Walentynki, ale dzień murarza, czyli Walę tynki. Walimy w pracy ile się da na „szichcie” i zapominamy, że niestety jesteśmy skazani na siebie i nikt nam nie powie, że najlepszego, zdrowia i takie tam…

Opiekunka do Niemiec potrzebna od zaraz

Takiego typu ogłoszenia spotykamy coraz częściej. Okazuje się, że w branży opieki też brakuje sporo opiekunek, szczególnie tych, które znają dobrze język niemiecki. Wiem co mówię. Dzwonią też i do mnie firmy, które chcą, abym przeszedł i skusił się na ich propozycję. Nie robię tego, ponieważ dotychczasowa współpraca układa mi się dobrze, a nie wiem na jaką firmę mogę trafić. Kiedyś było głośno na forach o firmach, które nie płaciły, więc dmucham na zimno i trzymam się tego co mam. Miejsca pracy nie zmieniam za często, dotyczy to firmy jak i mojego miejsca pracy w Niemczech. Ostatnio daje się zauważyć, że nie tylko w branży opiekuńczej, ale też i w innych branżach robi się rynek pracy pracownika. Brakuje wszędzie ludzi, także dobrze wykwalifikowanych opiekunek do Niemiec. Mam nadzieję, że ten fakt spowoduje to, że da się więcej zarobić.

Nowe miejsce nowe doświadczenia

Wiem, że zawsze tak bywa, nowe miejsce, nowe doświadczenia w opiece. Nie przeraża to mnie, zmusza mnie to pewnych zmian, które są wymuszone zaistniałą sytuacją. Ma to swoje dobre strony, poprzez zmianę miejsca pracy zdobywamy nowe doświadczenia i nabywamy nowe przydatne w dalszej pracy umiejętności. Dlatego, może warto zmieniać miejsca pobytu w Niemczech i pracować z coraz to nowymi seniorami. Poznałem ostatnio opiekuna, który miał taką wizję pracy i pracował tylko w jednym miejscu raz. Ma to swoje też dobre strony, dzięki temu poznawał Niemcy, zwyczaje ludzi a także zdobywał nowe zawodowe doświadczenia. Zastanówcie się co jest lepsze, pracować w jednym miejscu wiele lat, czy może tylko raz i szukać coś nowego. Ja osobiście jestem za tą pierwszą wersją, ale to jest tylko moje zdanie, a zdania mogą być oczywiście różne.

Opieka i kontakt

Trudno o porozumienie z człowiekiem, który leży w łóżku, jest niewidomy i ledwo może rozmawiać, choć jest świadomy i myśli logicznie. Szkoda takiego człowieczka, bo na pewno chciałby podyskutować na jakiś temat i nas widzieć. A tak, to się męczy i jest mu przykro. Będąc opiekunką zdajemy sobie z tego sprawę i jest nam tak po prostu także przykro. Jedyne, co możemy zrobić, to mieć dla takiego człowieka czas i czekać aż wyduka to, co ma do powiedzenia. Ale jest to także forma terapii. Trzeba tylko uprzedzić chorego, że poćwiczymy mowę i chociaż trochę może się udać poprawić wymowę. Kto wie? Może się udać. Dla próbujących: powodzenia!

Zakupy w opiece

Musimy robić zakupy, bo trzeba coś zjeść, mieć coś do mycia, środki czyszczące, albo musimy wymienić mopa. No to jedziemy razem z podopiecznym i np. jego żoną. Miałam takie przygody z obojgiem w Niemczech na Stelli. Samo zdrowie w cudzysłowiu. Nie dość, że się człowiek napchał wózka, to ciągle coś. Ale najbardziej było mi wstyd jadąc na zakupy z nimi. Oczywiście robiliśmy zakupy, ale żona zachowywała się jak matrona z tym, że dla mnie wychodziła słoma z butów. Te wymyślanie na stoiskach, karmienie siebie i męża promocjami powodowało, że ekspedientki patrzyły na mnie ze współczuciem i starały się pomagać łącznie z puszczaniem oka, że się w środku ducha totalnie nabijają, a ja wzdrygałam ramionami i robiłam śmieszne miny. Wesoło było, ale tylko dla mnie i dla tych pań.

Niemcy z opieką

Jadąc sobie do pracy w Niemczech, spodziewamy się pracy dla nas, dobrego traktowania i oczywiście dobrej zapłaty. Ale nie zawsze tak chyba jest. Sporadycznie to się dzieje, ale nie zawsze to się zdarza. Są sytuacje, gdzie wyjeżdżamy do innego kraju i spotyka nas niby praca. Nie ważne jest to, do jakiego kraju i do jakiej pracy jedziemy. Ważne chyba jest to, by z kimś znajomym wyjechać i mieć opiekę innego, znajomego człowieka. Dobrze wtedy mieć mężczyznę dla kobiety, bo czuje się pewnie. Są to jednak prace sezonowe i fajnie by było mieć taką osobę przy sobie. Co prawda nie zawsze tak bywa, ale lęk zawsze jest. Należy uważać.

Niemcy też mogą być mili

Okazuje się, że Niemcy też mogą być mili i przyjaźnie nastawieni. U nas w Polsce przez lata dominował pogląd, że Niemcy to źli ludzie. Nic bardziej błędnego, różnie to bywa. Ja przynajmniej nigdy się z wrogością nie spotkałem. Więcej nawet czasami była i przyjaźń i traktowano mnie jak własnego syna. Oczywiście nie zawsze tak było, ale zawsze potrafiłem się z nimi dogadać. Co do wykształcenia przeciętnego seniora niemieckiego nie jest ono zwykle za duże. Należy tutaj wspomnieć, że zwykle mamy do czynienia z pokoleniem wojennym, a po wojnie trzeba było pracować i zarobić na rodzinę a nie pobierać nauki w szkołach. Co do znajomości języków obcych przeciętny Niemiec, taki starszy używa raczej tylko języka niemieckiego. Czasami się zdarza, że ktoś trochę mówi po angielsku, ale nie ma co na to liczyć. Wybieracie się do pracy jako opiekunki, powinniście opanować język niemiecki w stopnie komunikatywnym. Pozwoli to Wam zrozumieć tych ludzi, zrozumieć ich tok rozumowania. Jeżeli już będziecie mówiły po niemiecku, to same po pewnym czasie dojdziecie do wniosku, że Niemcy też mogą być mili.