Tak jakoś głupkowato czasami się zdarza, że wyjeżdżając do pracy, jako kobiety jesteśmy w ciąży. Na początku to test kupiony w aptece, a potem strach, jak wrócimy do domu? Początek jest wiadomy i jak tutaj wytłumaczyć podopiecznemu, że co chwilę biegamy wymiotować i w zasadzie powinnyśmy się ewakuować do domu, bo oni się denerwują i my także, ale jak zawsze kobieta musi sobie radzić i mieć siłę, by przywieźć pieniążki do domu,a także przecież dla przyszłego maluszka przygotować całą wyprawkę, ale żeby było to możliwe, to pracujemy, zaciskamy zęby i walczymy pod strachem. Ciekawa jestem, ile takich kobiet było na Stelli?